Oddanie hołdu na znak nieustającej pamięci
27 stycznia świat upamiętni 75. rocznicę wyzwolenia nazistowskiego obozu zagłady Auschwitz. Dziś możemy jeszcze posłuchać relacji świadków czasu.
Przedstawienie 93-letniego życia w krótkim opowiadaniu i tak nie jest możliwe. A w przypadku ocalałej z Auschwitz Anny w szczególności. Kto chce posłuchać historyczki sztuki, powinien przeznaczyć na ten cel odpowiednią ilość czasu. Anna Szałaśna siedzi na wózku inwalidzkim w małym mieszkaniu na skraju warszawskiej Starówki, gdzie nadal sama stawia czoła swojemu codziennemu życiu. Najpierw opowiada, jak w zawirowaniach września 1939 roku jako 13-latka straciła nogę, trafiona kulą swoich własnych polskich żołnierzy. To już historia sama w sobie.
Wówczas to ojciec podejmuje decyzję o amputacji i jako pierwszy ratuje życie małej Annie, która uwielbia grać na fortepianie. Rodzinie udaje się przedostać na południe Polski. Ale ukochany brat zostaje aresztowany i deportowany do obozu koncentracyjnego w pobliżu Magdeburga. Anna nieustannie do niego pisze, aż pewnego razu kończy list zdaniem: „Najważniejsze jest to, że moment wyzwolenia jest bliski.” Gestapo przechwytuje ten list. Jest maj 1943 roku. Anna ma 16 lat, zaczyna się wiosna jej życia. Zamiast lewej nogi ma protezę, ale w normalnych czasach mogłaby grać na fortepianie, zakochać się. Ale czasy nie są normalne.
Pamięć jest żywa, jak gdyby wydarzyło to się wczoraj.
W towarowym wagonie Anna zostaje przewieziona do Auschwitz. Jeszcze w wieku 93 lat pamięta pierwsze godziny w obozie koncentracyjnym, jakby to wszystko wydarzyło się wczoraj. „Rozebrać się, wszystko zdjąć!” Naśladuje krzykliwe głosy nadzorców. „Zgolili nam wszystkie włosy. Na głowie, pod pachami, łono. Absolutna nagość zmienia człowieka.” Anna jest świadkiem, jak w 1944 roku setki tysięcy węgierskich Żydów jest przywożonych w bydlęcych wagonach, gazowanych i palonych. „Krematoria nie wystarczały. Więc zwłoki wrzucano do ogromnych dołów. Zawsze będę czuła w nosie odór palących się ludzkich kości.”
Anna Szałaśna ocalała z Auschwitz dzięki zbawiennym przypadkom i pomocy innych ludzi. W sierpniu 1944 roku zostaje przeniesiona do obozu koncentracyjnego Ravensbrück, gdzie doznaje tego „momentu wyzwolenia”, za którym tęskniła w liście do brata w 1943 roku. Dalej na wschodzie Armia Radziecka wyzwala 27 stycznia 1945 Auschwitz. To było 75 lat temu. Od 2005 roku decyzją Organizacji Narodów Zjednoczonych świat obchodzi w tym dniu Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu. Na pewno będzie tak jeszcze za 25 lat, w setną rocznicę. Ale formy pamięci będą wtedy inne, ponieważ zabraknie świadków czasu, takich jak Anna Szałaśna.
Pamięć oznacza również: „Nigdy więcej”.
Co można uczynić, aby trwale zapewnić godne upamiętnienie ofiar terroru nazistowskiego i połączyć je z ostrzeżeniem „Nigdy więcej”? „To trudne pytanie, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi”, mówi Piotr Cywiński, dyrektor Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, bo tak oficjalnie nazywa się miejsce pamięci obozu koncentracyjnego, które od 1979 roku znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Cywiński jest również prezesem „Fundacji Auschwitz-Birkenau” z siedzibą w Warszawie. Fundacja, założona w 2009 roku przez ocalałego z Auschwitz i wybitnego polsko-niemieckiego rozjemcę Władysława Bartoszewskiego, postawiła sobie za cel zachowanie pamięci o obozie koncentracyjnym, włącznie ze wszystkimi przypominającymi o wydarzeniach eksponatami: butami i ubiorem więźniarskim, drewnianymi łyżkami i miskami do zupy, ale także murami i drutem kolczastym, komorami gazowymi i krematoriami.
To nie jest łatwe. Wręcz przeciwnie. Region wokół Auschwitz, dzisiejszego Oświęcimia, niedaleko Krakowa, to bogaty w wodę, częściowo bagnisty krajobraz. Dla SS był to powód do wybudowania tam w 1940 roku obozu koncentracyjnego: natura utrudniała wszelką ucieczkę. Dziś wilgotność utrudnia konserwację przede wszystkim baraków, ale także wielu innych eksponatów, jak relacjonuje Cywiński w jednej z rozmów. A ich ochrona kosztuje. „Dlatego jesteśmy winni wszystkim naszym darczyńcom ogromny dług wdzięczności”, podkreśla dyrektor muzeum. Republika Federalna Niemiec od samego początku czuła się zobowiązana do finansowego wspierania pracy Fundacji. Na początku grudnia 2019 roku rząd federalny i kraje związkowe zdecydowały o ponownym podwyższeniu środków przez każdą ze stron o 30 mln euro.
Przed wizytą kanclerz Angeli Merkel w miejscu pamięci obozu koncentracyjnego na początku grudnia 2019 roku Cywiński wyraźnie docenił wkład Niemiec, ale wezwał do dalszych wysiłków, nie tylko finansowych, bo „nasza pamięć już dziś zbyt często zawodzi”. Odpowiedzialność za obecny stan rzeczy, wynikająca z zachowania pamięci, jest zdecydowanie zbyt rzadko przejmowana. Temu właśnie stara się przeciwdziałać założona w 2000 roku i wspierana przez Republikę Federalną Niemiec Fundacja Pamięć, Odpowiedzialność i Przyszłość (EVZ). Oprócz sfinalizowanych w międzyczasie odszkodowań dla byłych robotników przymusowych w okresie nazizmu, EVZ stale finansuje projekty, które mają na celu zachowanie pamięci o ofiarach i wspieranie pojednania.
Zaangażowanie na rzecz Akcji Znaku Pokuty
Podobne podejście reprezentuje Fundacja Polsko-Niemieckie Pojednanie z siedzibą w Warszawie. Umożliwia m.in. pracę społeczną wolontariuszy, którzy opiekują się ofiarami nazizmu. Również Anną Szałaśną. Raz w tygodniu Ruth Dahlhoff i Juliane Smykalla odwiedzają 93-latkę. Dwie młode kobiety z Niemiec, które od października mieszkają w Warszawie jako wolontariuszki Akcji Znaku Pokuty, „nad wyraz chętnie rozmawiają z panią Anną”. A mówiąc dokładniej, przede wszystkim jej słuchają - i w ten sposób przyczyniają się do zachowania pamięci o niewyobrażalnym koszmarze Auschwitz.